H:
Ty: Jesteś pijany?
H:
Jak on nieziemsko całuje!
- Może coś zjemy? Pewnie jesteś głodny. - mówię, łapczywie łapiąc oddech, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Z chęcią. - mruczy do mojego ucha, przygryzając jego płatek.
- Na co masz ochotę? - pytam idąc do kuchni.
Otwieram lodówkę i czuję ręce Lou na moich biodrach. Chłopak obejmuje mnie od tyłu i kładzie swoją brodę na moim obojczyku.
- Na ciebie. - szepce mi do ucha.
- Pytałam o jedzenie. - wywracam oczami.
Lou w odpowiedzi cicho się śmieje. Szybko obraca mnie przodem do siebie i ponownie całuje. Wzmacnia swój uścisk i nie odrywając swoich ust od moich, podnosi. Tommo idzie w kierunku salonu, podchodzi do kanapy i ... razem na niej lądujemy. Pod plecami czuję coś twardego i uderzając o to lewą łopatką, wydaję z siebie cichy jęk. Louis odskakuje ode mnie jak oparzony.
- Co się stało?
Sięgam ręką pod plecy i wyciągam spod nich pilot od telewizora. Razem z Lou wybuchamy głośnym śmiechem.
-Może jednak coś zjemy.
I w tym momencie żałuję, że proponowałam posiłek. Widząc moją naburmuszoną minę dodaje:
- A potem dokończymy.
Zadowolona podnoszę się z kanapy i szybko idę do kuchni. Wyciągam z lodówki potrzebne składniki i rozkładam je na stole.
- Co gotujesz? - pyta Louis.
- O nie, nie! Nie ja gotuję tylko MY GOTUJEMY. - odpowiadam, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Lou wykrzwia usta w grymas niezadowolenia.
- Wolę popatrzeć.
Kręcę głową przecząco.
- Jeszcze coś zepsuję i nic nie zjemy.
- No to musisz się postarać. - wzruszam ramionami.
- Wolałbym popatrzeć jak z wielką gracją kroisz marchewkę. - śmieję się na jego słowa.
Kroję pomidory i pozwalam sobie kątem oka zerknąć na szatyna. Lou obserwuje mnie cały czas, każdy mój ruch. Nic nie ujdzie jego uwadze... Patrzę na chłopaka i zapominam o Bożym świecie... Czuję tylko przeszywający ból w palcu. Zerkam w dół i widzę krew. Tommo podchodzi, a raczej podbiega, do mnie tak szybko, jakby się nagle zmaterializował przy mnie.
- Jezu! Dziewczyno! - wykrzykuje spanikowany Lou.
- Nic mi nie będzie. - mamroczę i daję skaleczony palec pod zimną wodę.
- Poczekaj! Idę po apteczkę! - wybiega z kuchni i biegnie po schodach na górę.
Po chwili wraca zirytowany i z pustymi rękami. Tłumię wybuch śmiechu.
- A gdzie masz apteczkę?
- Tutaj w szafce. - wskazuję nieposzkodowaną ręką na jedną z wiszących szafek.
Tommo otwiera ją pośpiesznie i wyciąga z niej białe pudełko. Zdesperowany szuka w apteczce wody utlenionej i plastrów. W końcu znajduje to czego szuka...
- O nie... - panikuję gdy widzę wodę utlenioną. - To będzie szczypać!
- Nie będzie. - odpowiada spokojnie Louis.
- Będzie! - jestem bliska płaczu.
- Och, przestań. - czule muska moje usta swoimi.
Pozwalam mu zająć się moim poszkodowanym paluszkiem. Obserwuję każdy ruch chłopaka.
Najpierw delikatnie bierze moją dłoń i przytrzymuje ją, później oczyszcza ranę wodą utlenioną. Cicho syczę z bólu ale bardzo, bardzo cicho - przecież Lou działa na mnie jak środek przeciwbólowy. Następnie przykleja plaster i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia całuje mnie. Bierze mnie na ręce i idzie do sypialni.
- Mam w zwyczaju kończyć to co zaczynam, a kolacja może poczekać. - i znowu łączy nasze usta w gorączym pocałunku.
Co działo się dalej chyba każdy wie...
_______________________________________________
Zepsułam koniec, ale ogólnie jestem zadowolona ^^
Tusia ;*
Otwieram oczy i co czuję? Pustka. Smutek. Żal. Samotność. Złość. Nicość. To się nazywa negatywnie nastawiona ja do życia, cóż...
Wychodzę z łóżka i siadam za biurkiem. Dzień jak codzień. Normalnie dejá vu. Załączam komputer i czekam na moje ulubione komunikaty: Louis Tomlinson jest dostępny i połączenie przychodzące od Louis Tomlinson. Czekam i czekam... Piętnaście minut nicnierobienia i dostaję do głowy. Wbrew sobie, z nudów, wchodzę na pierwszą lepszą stronę plotkarską i dostaję zawału. 'One Direction zaginęli? ' - głosi nagłówek. Postanawiam przeczytać artykuł:
Chłopcy z One Direction nie wrócil do hotelu po wczorajszej ostrej imprezie. Wczoraj Harry Styles wyciągnął Louisa Tomlinsona i Nialla Horana do klubu i chłopcy nie wrócili do hotelu. Rano dziennikarze złapali Liama Payne, ktory spieszył się na samolot, miał nim polecieć spotkać się ze swoją dziewczyną - Danielle Peazer. Zayn Malik chodził po centrum handlowym wraz z Perrie Edwards. Zarówno Liam jak i Zayn odmówili jakichkolwiek informacji w sprawie kolegów, aczkolwiek oboje byli zdenerwowani i zmieszani, co zdarza się rzadko. Czy Tomnlinson, Styles i Horan aż tak mocno zabalowali? Czy wrócili do pokoju hotelowego? Tego nie wiemy.
Stłumiałam cisnące się na moje usta przekleństwo. Pytania krążą w mojej głowie i niemilosiernie mnie dręczą. Biorę telefon i dzwonię do Stylesa. Po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa.
- Cholera. - mruknęłam do siebie.
Wybrałam numer Horana. 'Abonent czasowo niedostępny. Proszę spróbować później.'
- Bosko! Po prostu bosko!
Dobra. Teraz Tomlinson. Tym razem, ku mojemu zdziwieniu, Tommo odebra i mówi: później, a następnie się rozłącza. Aha? Daję sobie spokój - jak później to później.
Wieczorem zasiadam do komputera. Fajne później, myślę. Słyszę pukanie do drzwi, ale je ignoruję. Pukanie staje się coraz bardziej natarczywe - ten ktoś wręcz się dobija.
- Otworzę, bo jeszcze wyważą mi drzwi. - mamroczę do siebie.
Przekręcam zamek i otwieram drzwi. Mdleję. Nie, wróć - nie zemdlałam, ale byłam bliska.
- Louis? - wykrztusiłam zdziwiona.
- We własnej osobie. - z uśmiechem kłania się teatralnie. - Mogę wejść?
Gestem dłoni pokazuję, że ma wejść.
- Przytulne mieszkanie. - stwierdza, rozglądając się na boki.
- Co tutaj robisz? - pytam zdziwiona, gdy doszłam do siebie.
- A mam iść? - rozbawiony Tommo odpowiada pytaniem na pytanie.
- Nie, nie. Oczywiście, że nie! - szybko zaprzeczam.
- Tak myślałem. - stwierdza Lou z łobuzerskim uśmiechem.
Och, ten uśmiech... Zawsze po nim mam nogi jak z waty. Tak jakbym nie miała kości i gąbkę zamiast kolan. Tommo patrzy mi gęboko w oczy. O mój Boże! Te błękitne tęczówki! Zachwiałam się a Lou wyszczerzył się bardziej widząc jak na mnie działa samo jego spojrzenie. Robi krok w przód i znajduje się zaskakująco blisko mnie. Obejmuje mnie ramionami w talii i uśmiech się szeroko widząc, że zadrżałam. W miejscu gdzie palce Lou stykały się z moimi biodrami, poczułam dziwne drżenie, takie ciepło, energia, prąd... Sama nie wiem co to było, ale muszę przyznać, że cokolwiek to było, było przyjemne.
- Jejku. - szepnął Lou ale nie ukrył radości i zdziwienia. - Ale ty na mnie reagujesz...
- Hę? - patrzę na niego pytająco.
- Wystarczy, że na ciebie spojrzę a zaczynasz się chwiać. Dotykam cię a ty drżysz i robisz się spięta.
- To dobrze czy źle?
- Jak dla mnie to dobrze. - uśmiechnął się łobuzersko.
Skutek? Znów się zachwiałam a Lou wzmocnił uścisk i podszedł jeszcze bliżej - tak, że między nami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni. Czuję, że robi mi się gorąco, wzrasta ciśnienie krwi, mózg chce więcej tlenu - oddycham głębiej - serce raz bije jakbym przebiegła cały maraton a raz zatrzymuje się. Mam nadzieję, że Louis nie słyszy dziwnej pracy mojego serca.
- Chyba zaraz dostaniesz zawału. - wytrzeszcza oczy Lou.
Cholera, jednak słyszy.
- Ale podobają mi się twoje rakcje na mnie. - po raz kolejny stwierdza z radością. - Tylko błagam, nie zejdź na zawał! - dodaje, a ja słyszę w jego głosie lekkie zdenerwowanie.
- Czy twoje serce może bić jeszcze szybciej? - szczerzy się szatyn.
- A czemu pytasz?
- Nie no... Tak tylko. - mówi i natychmiast muska moje wargi swoimi.
- O Boże! A już myślałem, że twoje serce nie może bić szybciej!
Kładę dłonie na jego torsie, po chwili prawą dłoń przesuwam tam gdzie znajduje się serce chłopaka.
- I kto to mówi? - pytam rozbawiona, bo serce Tommo wcale nie bije wolniej niż moje.
- To chyba przeznaczenie. - szepce do mojego ucha i składa na moich ustach pocałunek. Najpierw delikatnie a potem pocałunek zmienia się w bardzo namiętny. Jak on nieziemsko całuje!
__________________________________________________
Błagam, dodawajcie komentarze! Tyle odwiedzin a zero komentarzy! Wiecie, że mi przykro? Dla was to sekunda a dla nas - autorek pokręconych imaginów - wielka radość i motywacja do dalszego pisania :-)
Tusia ;*
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naaaaaaaaam!
Dziś świętujemy urodzinki Klusi ^^
Niestety poetką nie jestem i wierszy nie układam...
Ale mam dla Ciebie, Klusiu suprise!!! Jak tylko się spotkamy zrealizuję swój plan : )
D-d-drink it if you can : D
Życzę Ci zdrowia, bo to najważniejsze, spotkania swojego idola, znalezienia wymarzonego chłopaka i jednocześnie znalezienia szcześcia w miłości. Abyś zawsze była taka 'pozytywnie kopnięta' i potrafiła rozbawić w najgorszym momencie.
Baaaaaaardzo Cię kocham i trakruję jak siostrę ;* ( we are made for each oder )
Najlepszego :3
Więc żyj nam sto lat i niech życie da Ci wszystko o czym marzysz!
- Chyba musimy o czymś pogadać. - zaczyna niepewnie i patrzy na mnie.
Kiwam głową, aby dać mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.
- Wchodzisz na portale plotkarskie?
- No nie. A co?
- Na wszystkich możliwych stronach jest nasze zdjęcie sprzed dwóch tygodni, dzień przed moim wyjazdem, jak byliśmy w parku a potem w Starbucksie. Pamiętasz?
- Ugh. - stłumiłam przekleństwo cisnące się na moje usta. - Nie tylko w internecie.
Sięgam po gazetę, którą kupiłam wczoraj wieczorem, otwieram na danej stronie i odwracam w kierunku ekranu. Strona jest zapisana drobnym drukiem, a po bokach umieszczono zdjęcia przedstawiające mnie i Louisa. Na górze strony nagłówek "Miłość jak z bajki... Ale czy na pewno? "
- Cholera. - Lou wykrzywia usta w grymas. To już przyjaciół nie można mieć?
Nie odpowiadam. Bo niby co mam powiedzieć? Kilkusekundową ciszę przerywa mój telefon. Przyszedł SMS od Harrego: "Nie daj się zwieść pozorom. Harry xx."
Jakie pozory?, myślę.
Patrzę na Louisa po drugiej stronie ekranu. Chłopak wpatruje się w monitor.
- Lou?
- Tak? Coś się stało? - pyta z troską.
Gniew z niego powoli uchodzi...
- Tak. - odpowiadam i nie potrafię pohamować cisnących się do oczu łez. - Tak mi smutno. Tak mi źle. Jestem tutaj sama. Czuję się osamotniona.
- Trasa za niedługo się kończy. Nie martw się. Ani się obejrzysz a już będę... eeem ... będziemy przy tobie.
- Kończycie trasę za cztery miesiące!
- Jak kocha to poczeka! - słyszę stłumiony głos Harrego.
Mimo łez zaczynam się śmiać.
- Więc poczekasz? - pyta Lou.
- A nie słyszałeś co powiedział Harry? - droczę się z Tomlinsonem.
- Więc poczekasz. - tym razem twierdzi a nie pyta.
Słyszę głośne pukanie, a raczej dobijanie się do drzwi.
- Chyba muszę kończyć. Do jutra, kochana. - żegna się Lou.
- Pa, kocham cię. - wysyłam mu wirtualnego buziaka, a głos załamuje się na dwóch ostanich słowach.
"Louis Tomlinson stał się niepodłączony"
Zamykam laptopa i idę do kuchni zrobić sobie herbatę. Stawiam dzbanek i czekam aż woda zacznie bulgotać. Wyciągam z szafki kubek z moim imieniem, kubek, który dostałam trzy lata temu na urodziny od Louisa.
Kiedy dzbanek daje znać o sobie, zalewam tytkę z herbatą wrzątkiem. Wracam do pokoju i siadam na łóżku. Stawiam kubek na szafce nocnej a mój wzrok pada na pewną książkę. Książka ta jest tak stara, że jej kartki już się same nie przewracają, wręcz przeciwnie, leżą płasko. Na niektórych stronach przez przypadek zrobiły się ośle rogi.
Biorę książkę do rąk, aby po raz kolejny zatopić się w już tak dobrze znanej mi historii miłości. Miłości osób, które są gotowe oddać życie za ukochanego.
Ponowniw zatracam się w książce, mimo, że znam jej treść na pamięć. Mogłabym ją recytować jako inwokację. Kiedy z braku jakiegokolwiek zajęcia przejeżdżam wzrokiem po linijkach tekstu z dwudziestu stron, wyrywa mnie z otępienia telefon.
Przyszedł SMS od Harrego: "nie ma za co ;)"
Hę? Wysyła mi SMS'y o bardzo niejasnych treściach.
O co chodziło z tym, żebym nie dała się zwieść pozorom? I za co niby miałabym mu dziękować? Nie pojmuję toku rozumowania tego kolesia.
_____________________________
No i gdzie komentarze? Mam płakać? ;__;
Tusia ;*
Obudziłam się zmęczona, czyli nic nowego. Ostatnio śpię nie dlatego, żeby wypocząć i zregenerować siły, ale dlatego, że chcę mieć opinię człowieka...
Nie rozumiesz mnie, prawda? Nie martw się, ja siebie też nie rozumiem.
Śpię dla pozorów. Inaczej pojawiłabym się na okładce kolejnej gazety z krzyczącym nagłówkiem: 'Czy nowa dziewczyna Louis'a Tomlinson'a jest wilkołakiem?'
Już wyjaśniam, że wcale nie jestem jego dziewczyną. Owszem, rozstał się z Eleonor ale nie szuka dziewczyny. Widzę jak jego serce krwawi. Nieszczęśliwa miłość... Natomiast ja jestem jego starą, dobrą przyjaciółką, ale zanim wyjechali w trasę można było zobaczyć mnie z Lou. Całymi dniami chodziłam z nim po sklepach... uwierz, że takiego zakupoholika nigdy nie widziałaś.
Ech... Całymi nocami płaczę. Głównie z samotności. Chłopcy wyjechali w trasę a najbliższa przyjaciółka zrzuciła mnie na drugi plan. Najważniejszy był teraz jej chłopak.
Całymi dniami siedzę i wpatruję się albo w żółwia od Liama, który powolnie goni własne, pływające po akwarium, jedzenie albo obserwuję jak kot Harrego wygrzewa się na parapecie.
Nudzi mnie monotonia. Stała, niezmieniająca się monotonia mojego życia.
Z chłopcami kontaktuję się prawie codziennie, ale rozmowy przez relefon czy internet to nie to samo, co na żywo. Muszę przyznać, że te rozmowy stają się rutyną, zwyczajną częścią dnia. Szczerze przyznam, że nie mam za bardzo o czym z nimi rozmawiać. Ciągle te same pytania: jak się czują, gdzie aktualnie są i takie pierdoły jak pogoda. Na wymianę zdań mamy zazwyczaj pięć - dziesięć minut.
Tak jest i dziś.
Załączam komputer i z niecierpliwością czekam na komunikat 'Louis Tomlinson jest dostępny.' Czekam i czekam... aż wreszcie się doczekuję. Wyświetla się komunikat a sekundę później kolejna informacja 'połączenie przychodzące od Louis Tomlinson.' . Och, jak uwielbiam te dwa zdania... ubóstwiam je nad życie.
- Hej [T.I.]! - wykrzykuje Harry radośnie, na co Liam klepie przyjaciela w ramię.
- Hej chłopcy. Co u was? - pytam lecz nie tak entuzjastycznie jak Harold.
- Świetnie! Właśnie jesteśmy w Barcelonie! - wykrzkuje Hazza.
Dobrze, że chociaż ich rozpiera radość...
-Tutaj jest tak strasznie gorąco! - wzdycha teatralnie Zayn.
- Przeżyjesz. - próbuję pocieszyć mulata.
- Ejejejejeje! Coś ty taką nie w sosie? - pyta Harry.
- Zdaje ci się. - próbuję go zbyć.
- Tak? - niedowierza mi.
- Tak. Jest idealnie. - mówię i czuję jak do moich oczu napływają łzy.
- [T.I.] nie kłam. - mówi Zayn.
- Jesteś jak Zayn...- stwierdza Liam.
Zayn słysząc słowa przyjaciela odwraca się do niego i zabija go wzrokiem.
- Patrząc na ciebie można stwierdzić, że kłamiesz. - kończy swoją wypowiedź Liaś.
Zayn ponownie rzuca mu złowrogie spojrzenie i delikatnie dla jaj, policzkuje bruneta. Wszyscy zaczynają się głośno śmiać.
- Co robicie, chłopaki? - słyszę głos po drugiej stronie ekranu. Czy to Louis?!
- Gadamy z [T.I.]! - wykrzykuje radośnie Harry.
- Ach... - mina Lou żednie, gdy dostrzega mnie na ekranie.
- Cześć. - witam się z nowo przybyłym.
- Hej... - Louis patrzy na chłopców i coś do nich szepce.
Zayn i Liam wstają i wychodzą. Niall zabiera swój kawałek pizzy i wychodzi za kolegami. Harry siedzi i wydaje się jakby nie oddychał. Louis coś do niego mówi i widać, że jest zły: na czole pojawiła się zmarszczka, a jego pięści są zaciśnięte. Harry kręci przecząco głową, na co Tommo reaguje jakimś komentarzem przez zaciśnięte zęby. Harold podnosi ręce w geście kapitulacji i wychodzi. Przed kamerą siada Lou.
_____________________________________________________
Wiem, że w niektórych miejscach jest niejasno, ale w kolejnym parcie wszystko się wyjaśni ;)
Wiem też, że wakacje ale nie jestem w domu tylko w szpitalu więc piszę, wszystko na tablecie, a to nie jest za bardzo wygodne i w dodatku ciągle mam jakieś zabiegi.
Byłabym szczęśliwa do granic miżliwości, gdybście komwntowały i zaznaczały ankiety. Proszę.
Tusia ;*
* * *
Okazało się, że państwo Payne wprowadzili się do domu niedaleko nazego. Z Liamem zaprzyjaźniłam się bardzo. Staliśmy się nierozłącznymi przyjaciółmi aż do pewnego dnia...
- [T.I.]?
- Mhm?
- Wiesz.... ja... - jąkał się chłopak. - eeem.... no ten....
Uniosłam brew do góry i spojrzałam w czekoladowe oczy Liama. Dostrzegłam w nich pragnienie. Patrzył na mnie z wielkim, nieokiełznanym uczuciem. Czy on też mnie kochał? Czy czuł do mnie to samo? Raz kozie śmierć...
- Ja Ciebie też. - powiedziałam cicho i zbliżyłam się do chłopaka.
Nasze czoła stykały się ze sobą. Czułam jego odech na moim policzku. Słyszałam szybkie bicie jego serca.
Nachylił się do mnie i nasze usta się spotkały.
- Proszę państwa! Dosyć tego randkowania! - zawołała rozbawiona mama. - Potrzebujemy pomocy w ogródku!
Oderwaliśmy się od siebie, wstaliśmy i pobiegliśmy do mojej rozradowanej mamy.
- Trzeba zgrabić liście w ogródku. - oznajmił tato.
- A co będziemy z tego mieć? - zapytałam ze śmiechem i szturchnęłam Liama.
Tata i mama zaśmiali się. Mama szepnęła coś tacie na ucho a on rozpromienił się.
- Wiecie co... poradzimyh sobie z mamą w ogrodzie a wy macie czas dla siebie. - powiedział szczerząc się jak nigdy dotąd.
- Okej... - zdziwiłam się, ale poderwałam się z krzesła, chwyciłam Liama za rękę i ruszyliśmy do parku.
- Śliczna jesteś. - powiedział, patrzac mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam, tylko ponownie zbliżyłam swoją twarz do jego. Znów słyszałam jego serce bijące szalenie szybko, czułam jego w miarę spokojny oddech na policzku i jego pożerające mnie spojrzenie.
- Tak bardzo Cię kocham.
- Wiem. - zaśmiałam się.
Chłopak pocałował mnie namiętnie a ja z przyjemnością oddałam pocałunek.
________________________________________
Jak zwykle przepraszam,
że się rozwlekłam z tym czymś na 3 części,
że takie nijakie wyszło,
że znowu z Liamem,
że taka krótka ta część
i że taka sztuczna i beznadziejna końcówka.
Sorki, no ;C
Tusia ;*
- Czy twoja mama to Jane? - zagadnęłam.
- Ym, ni.. - nie zdążył dokończyć, bo przerwała mu Jay.
- [T.I.], kochana, mogłabyś zająć się Emily? - zapytała błagalnym tonem.
- Pewnie. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Tak bardzo uwielbiam dzieci.
- A może chciałoby ci się przejść z Emily na mały spacerek? - zapytała Jay nieśmiało.
- Z chęcią. Wiesz, że uwielbiam dzieci!
Jay poinstruowała mnie jak zająć się Emily i razem z mężem zniosła wózek po schodach przed dom.
- Może pójdziesz ze mną? - szepnęłam Liamowi do ucha.
Widziałam jak bardzo mu się nudzi i postanowiłam go wybawić.
- Pewnie. - uśmiechnął się.
Wyszliśmy przed dom i pojechaliśmy w stronę parku.
- Skąd jesteś? - odważył zagadnąć do mnie Liam.
- Eeem... Londyn. Tak, z Londynu. - odparłam jąkając się, na co chłopak się zaśmiał.
- Ja też. Znaczy urodziłem się w Wolverhampton, ale teraz przeprowadziłam się z mamą do Londynu. A gdzie mieszkasz?
- No w Londynie. - uśmiechnęłam się. - Dokładniej na obrzeżach. Eeem.. Niedaleko Green Parku.
- Jasne?
- No...chyba.
- Nie wiesz gdzie mieszkasz? - chłopak zaśmiał się serdecznie.
- Nie wiem. - powiedziałam szybko. - Eeem. Znaczy wiem, wiem! - zmieszałam się.
Chłopak popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Och... Jejku. Przepraszam. Twoje towarzystwo mnie rozpra... znaczy emm... - zacięłam się.
Westchnęłam głośno i zacisnęłam ręce na wózku.
- To gdzie mieszkasz? - drążył Liam.
- Dokładny adres podać? - zapytałam na co chłopak kiwnął głową. - Droga Mleczna. Planeta Ziemia. Europa. Wielka Brytania. Anglia. Londyn. Zachodnia część. Mitcham Park 12.
Na moje słowa chłopak uniósł brwi zdziwiony, a sekundę później jego twarz rozpromienił uśmiech.
- Jeśli to ten sam Mitcham Park... - urwał i spojrzał na mnie. - to będziemy sąsiadami.
- Wiesz, że tutaj jest mnóstwo takich samych ulic... ale czekaj. Dom naprzeciw mojego był do kupienia... A teraz jest sprzedany! Więc może jednak będziemy sąsiadami. - uśmiechnęłam się do Liama.
Nagle Emily zaczęła głośno płakać.
- No już. Cichutko, kochanie. - próbowałam uspokoić dziewczynkę.
- Może spróbuję ja? - zapytał Liam, na co ja skinęłam głową.
Chłopak wziął Emily na ręce i zaczął ją kołysać, a dziewczynka natychmiast się uspokoiła. Chłopak uśmiechnął się i położył ją spowrotem do wózka.
~*~
Po jakichś dwóch godzinach spaceru wróciliśmy do domu babci Mary. Rozmawialiśmy do późnego wieczoru. Wszyscy już zbierali się do domów, więc my też wróciliśmy.
- Chyba polubiłaś Liama, co? - zagadnął tata.
- Tak, to fajny chłopak. - powiedziałam a na obliczu taty zagościł uśmiech.
________________________________________
Nie wiem czy mam pisać part 3 czy tak to zostawić...
Nie mam pojęcia czy ktokolwiek czyta tego bloga ;__;
Proszę Was, leżę przed Wami krzyżem.... komentujcie imaginy i głosujcie w ankietach, błagam.
Miłych wakacji!
Tusia ;*