poniedziałek, 23 grudnia 2013

52. Gify + ogłoszenie 2

Ty: Harry...?
H: 

Ty: Jesteś pijany? 
H:


czytasz = komentujesz

nie ma komentarzy = nie ma imaginów (a mam pomysł na świątecznego one shooooooot'a)

Czekam na komentarze.
Amen.



sobota, 7 grudnia 2013

51. Gify + ogłoszenie

Dowody na to, że Liam jako "Daddy Direction" znęca się nad swoimi dziećmi:
1. Zayn 
2. Harry

3. Louis


4. Niall
Uwielbiam tego gifa, haha <3
Miałam go jednego czasu na tapecie xD
 


1) Przepraszamy, że tak długo nas tutaj nie było. Ale wiecie obowiązki, szkoła, dom, rodzina, nawet zdrowie itd, itp.
2) Nie dodajemy nic, bo nie mamy czasu, a poza tym nie ma komentarzy = nie ma motywacji do pisania, bo nie wiesz czy ktoś to czyta...
Jeśli pojawią się komentarze, pojawią się nowe imaginy.
3) Piszę opowiadanie, zapraszam i proszę o komentarze <KLIK>
4) Życzę wszystkim Wesołych Świąt ;) (ale mam nadzieję, że komentarze jednak się pojawią i zobaczymy się przed świętami)

Dziękuję za uwagę.

piątek, 13 września 2013

Happy birthday, Niall!

Dziś 13 września i jak każda Directionerka wie, nasz kochany Nialler obchodzi dzisiaj swoje 20 urodziny!
Irlandczyk napisał na Twitterze:
Yesss ! I'm 20 ! Wohooo ! No more teens!

Jak widać blondyn cieszy się ze swoich dwudziestych urodzin, a z tego co widziałam na TT, to Directionerki ubolewają, że za parę miesięcy nie będzie już żadnego nastolatka w 1D ;C
Dla mnie wiek chłopców specjalnie nie ma znaczenia, byleby tylko nagrywali kolejne płyty, które podbiją wszystkie możliwe TOP listy ;)

I właśnie tego życzę Niallerowi - żeby muzyka, którą tworzy zawsze była perfekcyjna, żeby nadal był sobą i nigdy, przenigdy się nie zmienił. Życzę mu zaznania szczęścia w miłości, żeby wreszcie odnalazł swoją drugą połówkę, która będzie go kochać bez względu na wszystko i będzie go kochać jako zwykłego człowieka a nie jako gwiazdę. Z całego serca życzę mu, żeby wszystkie jego marzenia się spełniły.


Tusia ;*

piątek, 6 września 2013

# 47. Harry


Dzień jak dzień. Szczególnie w Londynie, gdzie zawsze pada dwadzieścia cztery godziny na dobę, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Jednak tego dnia było inaczej. Jakby miało wydarzyć się coś dobrego, więc Matka Natura nie zaczęła płakać ciężkim deszczem i upudrowała policzki na złocisty kolor słońca, które świeciło coraz mocnej, roztapiając resztki śniegu na zatłoczonych ulicach Londynu.
Harry szedł spokojnym krokiem, trzymając swoją zimową kurtkę w dłoni. Podziwiał wielkie budynki, które mijał już tysiące razy. Wtedy wydawały mu się jeszcze weselsze niż zwykle, pomimo tego, że były koloru stalowoszarego.
Nawet ludzie byli w dobrych humorach; wszyscy biznesmeni, których mijał chłopak, mieli na twarzach uśmiechy, albo gawędzili wesoło przez telefon.
Nagle coś żółtego przemknęło przed oczami szatyna, który stanął gwałtownie i zaczął przeszukiwać wzrokiem okolicę w poszukiwaniu tego "czegoś".
Po chwili znalazł.
Mała, zrujnowana budka, pomalowana na bordową, schodzącą już farbę. Tuż pod nią siedziała jakaś młoda dziewczyna, a na jej kolanach siedział kot, który z daleka wyglądał jak mały tygrys. Przed nimi stały skrzynki z mnóstwem bananów.
"Czy trafiłem do raju?", zapytał się w myślach Harry.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, uśmiechnął się zalotnie do dziewczyny i powiedział odważnie:
- Witam panią, czy mógłbym poprosić o kilo bananów?
Nie odpowiedziała. Wstała tylko i zapełniła małą, plastikową torebkę owocami. Kiedy ważyła jej zawartość, jej kot zaczął łasić się do chłopaka. Harry podrapał go za uchem i wziął do ręki torebkę, którą podała mu dziewczyna.
- Pięćdziesiąt pensów - powiedziała, a szatyn pomyślał, że jej głos brzmi jak aria jakiegoś anioła. Wyjął z kieszeni spodni kilka monet i wręczył je sprzedawczyni.
- Jestem Harry - zaczął i przyjrzał się dokładniej dziewczynie. Miała długie, rude włosy upięte w warkocz pod czarną czapką. Jej oczy były błękitne jak ocean; Harry mógłby w nich utonąć...
- [T.I.] - odpowiedziała nagle, przerywając jego rozważania.
- Tak sobie myślałem... - zagadał szatyn. - Może dałabyś się skusić na randkę?
Koto-tygrys usiadł na kolanach [T.I.], kiedy dziewczyna spojrzała na niego.
- Chętnie, kiedy?
- Jutro wieczorem?
- Dobrze. Gdzie?
- Może tutaj?
Rudowłosa kiwnęła głową.
- Jutro wieczorem, tutaj. Pasuje.
Harry uśmiechnął się i odszedł z dumą w stronę swojego domu. Nie mógł się doczekać, kiedy oznajmi wspaniałe wieści chłopakom.

- Chyba polubiłem twojego kota - zaśmiał się Harry, kiedy wszedł do mieszkania dziewczyny i zobaczył jej pupila.
- To nie mój kot - powiedziała szybko. - To kot mojej babci. Zmarła miesiąc temu...
- Och, przykro mi.
[T.I.]  uśmiechnęła się smutno i zaprosiła Harry'ego do salonu.
- Lubisz drinki? - zapytała rudowłosa, podchodząc do małej półeczki, na której stały różne trunki.
- Uwielbiam - odrzekł szatyn.
Dziewczyna wyciągnęła z szafki dwa kieliszki i zaczęła mieszać w nich alkohol. Po kilku minutach podała kolorowy napój chłopakowi i usiadła na kanapie obok niego.
- Za piękne sprzedawczynie bananów - powiedział Harry, unosząc swój kieliszek.
[T.I.] zarumieniła się lekko i stuknęła w kieliszek swojego towarzysza.

__________
Nie wiem, co to jest. Nie przyznaję się do tego ._.

Wielki come back, again...
Ale teraz mam więcej weny i więcej pomysłów ;D Tylko czasu mało...
Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem (chyba, że jesteś Niallem...) ;]
Co do Nialla... Zobaczycie wkrótce ;)

Odmeldowuję się,
Klusia ;]

środa, 21 sierpnia 2013

Happy birthday, Dusia!

Tak, dokładnie. Dzisiaj jest ten dzień.

DUŚKA MA URODZINY!!! ;]

No, to jedziemy z życzeniami:
Duuuuużo zdrowia, szczęścia, fajnego chłopaka (no wiem, Harry :D)... Nie wiem czego jeszcze... O! Najważniejsze: ŻEBYŚ W KOŃCU ZACZĘŁA ĆWICZYĆ NA W-F'IE ;D Tak, też Cię kocham ;* <33

Dooobra. Znowu napisałam wierszyk ^^ (don't worry, już więcej nie będzie wierszowania). Z Hazzą oczywiście :D
Trzy... Dwa... Jeden...


Był raz sobie lokaty Harry,
na którego wszystkie dziewczynki z piaskownicy leciały.
Lecz jedna na niego nawet nie spojrzała,
i tym go urzekała.

Gdy zaczęła się szkoła podstawowa,
to Harry chciał ją oczarować.
Jego starania poszły jednak na marne,
gdyż na innego już miała chrapkę.
Jednak Hazza nie poddał się tak łatwo,
i na bal maturalny zaprosił ładną.
Ta mu jednak odmówiła,
bo na zabawę z kim innym przybyła.

Spotykają się w kawiarni po kilku latach;
ona jest kelnerką, on po świecie lata.
Wspominają dawne czasy, śmieją się, rozmawiają,
ostatecznie na randkę się umawiają.

Gdy przychodzi ten dzień Harry strasznie się denerwuje,
czy jego ukochana coś do niego czuje?
Czy powtórzy się los z podstawówki?

Czy lokaty dalej będzie szukał swojej drugiej połówki?

Na randce okazuje się, że [T.I.] z nikim nie kręci,
więc dla chłopaka to ratunek od śmierci.
Zaczyna podrywać młodszą o rok koleżankę,
i tak wkrótce chodzą za rękę.
Chłopak i dziewczyna - mieszkający dzisiaj w Krakowie,
a potem narzeczeni - ostatecznie szczęśliwi małżonkowie.
Wychowali dwójkę dzieci: chłopca i córeczkę,
a teraz całą uwagę skupiają na pięknej wnuczce.

Morał z tej "bajki" jest taki,
żeby nie poddawać się w sposób byle jaki.
Bo, jak widzicie, Harry walczył do końca.
I nie poddał się nigdy, nawet, gdy wieża [T.I.] zbiła mu gońca.

HAHAHAHAHAHHAHA nie czaję końca ._. Tak to jest, kiedy nie umiem znaleźć rymów... Ale jest :D Kijowe, ale jest :D

PODSUMOWYWUJĄC:
Jeszcze raz najlepszego :*

Odmeldowuję się,
Klusia ;]

piątek, 9 sierpnia 2013

41. Louis, part 4

Jak on nieziemsko całuje!
- Może coś zjemy? Pewnie jesteś głodny. - mówię, łapczywie łapiąc oddech, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Z chęcią. - mruczy do mojego ucha, przygryzając jego płatek.
- Na co masz ochotę? - pytam idąc do kuchni.
Otwieram lodówkę i czuję ręce Lou na moich biodrach. Chłopak obejmuje mnie od tyłu i kładzie swoją brodę na moim obojczyku.
- Na ciebie. - szepce mi do ucha.
- Pytałam o jedzenie. - wywracam oczami.
Lou w odpowiedzi cicho się śmieje. Szybko obraca mnie przodem do siebie i ponownie całuje. Wzmacnia swój uścisk i nie odrywając swoich ust od moich, podnosi. Tommo idzie w kierunku salonu, podchodzi do kanapy i ... razem na niej lądujemy. Pod plecami czuję coś twardego i uderzając o to lewą łopatką, wydaję z siebie cichy jęk. Louis odskakuje ode mnie jak oparzony.
- Co się stało?
Sięgam ręką pod plecy i wyciągam spod nich pilot od telewizora. Razem z Lou wybuchamy głośnym śmiechem.
-Może jednak coś zjemy.
I w tym momencie żałuję, że proponowałam posiłek. Widząc moją naburmuszoną minę dodaje:
- A potem dokończymy.
Zadowolona podnoszę się z kanapy i szybko idę do kuchni. Wyciągam z lodówki potrzebne składniki i rozkładam je na stole.
- Co gotujesz? - pyta Louis.
- O nie, nie! Nie ja gotuję tylko MY GOTUJEMY. - odpowiadam, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Lou wykrzwia usta w grymas niezadowolenia.
- Wolę popatrzeć.
Kręcę głową przecząco.
- Jeszcze coś zepsuję i nic nie zjemy.
- No to musisz się postarać. - wzruszam ramionami.
- Wolałbym popatrzeć jak z wielką gracją kroisz marchewkę. - śmieję się na jego słowa.
Kroję pomidory i pozwalam sobie kątem oka zerknąć na szatyna. Lou obserwuje mnie cały czas, każdy mój ruch. Nic nie ujdzie jego uwadze... Patrzę na chłopaka i zapominam o Bożym świecie... Czuję tylko przeszywający ból w palcu. Zerkam w dół i widzę krew. Tommo podchodzi, a raczej podbiega, do mnie tak szybko, jakby się nagle zmaterializował przy mnie.
- Jezu! Dziewczyno! - wykrzykuje spanikowany Lou.
- Nic mi nie będzie. - mamroczę i daję skaleczony palec pod zimną wodę.
- Poczekaj! Idę po apteczkę! - wybiega z kuchni i biegnie po schodach na górę.
Po chwili wraca zirytowany i z pustymi rękami. Tłumię wybuch śmiechu.
- A gdzie masz apteczkę?
- Tutaj w szafce. - wskazuję nieposzkodowaną ręką na jedną z wiszących szafek.
Tommo otwiera ją pośpiesznie i wyciąga z niej białe pudełko. Zdesperowany szuka w apteczce wody utlenionej i plastrów. W końcu znajduje to czego szuka...
- O nie... - panikuję gdy widzę wodę utlenioną. - To będzie szczypać!
- Nie będzie. - odpowiada spokojnie Louis.
- Będzie! - jestem bliska płaczu.
- Och, przestań. - czule muska moje usta swoimi.
Pozwalam mu zająć się moim poszkodowanym paluszkiem. Obserwuję każdy ruch chłopaka.
Najpierw delikatnie bierze moją dłoń i przytrzymuje ją, później oczyszcza ranę wodą utlenioną. Cicho syczę z bólu ale bardzo, bardzo cicho - przecież Lou działa na mnie jak środek przeciwbólowy. Następnie przykleja plaster i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia całuje mnie. Bierze mnie na ręce i idzie do sypialni.
- Mam w zwyczaju kończyć to co zaczynam, a kolacja może poczekać. - i znowu łączy nasze usta w gorączym pocałunku.
Co działo się dalej chyba każdy wie...

_______________________________________________

Zepsułam koniec, ale ogólnie jestem zadowolona ^^

Tusia ;*

czwartek, 8 sierpnia 2013

40. Louis, part 3

Otwieram oczy i co czuję? Pustka. Smutek. Żal. Samotność. Złość. Nicość. To się nazywa negatywnie nastawiona ja do życia, cóż...
Wychodzę z łóżka i siadam za biurkiem. Dzień jak codzień. Normalnie dejá vu. Załączam komputer i czekam na moje ulubione komunikaty: Louis Tomlinson jest dostępny i połączenie przychodzące od Louis Tomlinson. Czekam i czekam... Piętnaście minut nicnierobienia i dostaję do głowy. Wbrew sobie, z nudów, wchodzę na pierwszą lepszą stronę plotkarską i dostaję zawału. 'One Direction zaginęli? ' - głosi nagłówek. Postanawiam przeczytać artykuł:
Chłopcy z One Direction nie wrócil do hotelu po wczorajszej ostrej imprezie. Wczoraj Harry Styles wyciągnął Louisa Tomlinsona i Nialla Horana do klubu i chłopcy nie wrócili do hotelu. Rano dziennikarze złapali Liama Payne, ktory spieszył się na samolot, miał nim polecieć spotkać się ze swoją dziewczyną - Danielle Peazer. Zayn Malik chodził po centrum handlowym wraz z Perrie Edwards. Zarówno Liam jak i Zayn odmówili jakichkolwiek informacji w sprawie kolegów, aczkolwiek oboje byli zdenerwowani i zmieszani, co zdarza się rzadko. Czy Tomnlinson, Styles i Horan aż tak mocno zabalowali? Czy wrócili do pokoju hotelowego? Tego nie wiemy.
Stłumiałam cisnące się na moje usta przekleństwo. Pytania krążą w mojej głowie i niemilosiernie mnie dręczą. Biorę telefon i dzwonię do Stylesa. Po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa.
- Cholera. - mruknęłam do siebie.
Wybrałam numer Horana. 'Abonent czasowo niedostępny. Proszę spróbować później.'
- Bosko! Po prostu bosko!
Dobra. Teraz Tomlinson. Tym razem, ku mojemu zdziwieniu, Tommo odebra i mówi: później, a następnie się rozłącza. Aha? Daję sobie spokój - jak później to później.
Wieczorem zasiadam do komputera. Fajne później, myślę. Słyszę pukanie do drzwi, ale je ignoruję. Pukanie staje się coraz bardziej natarczywe - ten ktoś wręcz się dobija.
- Otworzę, bo jeszcze wyważą mi drzwi. - mamroczę do siebie.
Przekręcam zamek i otwieram drzwi. Mdleję. Nie, wróć - nie zemdlałam, ale byłam bliska.
- Louis? - wykrztusiłam zdziwiona.
- We własnej osobie. - z uśmiechem kłania się teatralnie. - Mogę wejść?
Gestem dłoni pokazuję, że ma wejść.
- Przytulne mieszkanie. - stwierdza, rozglądając się na boki.
- Co tutaj robisz? - pytam zdziwiona, gdy doszłam do siebie.
- A mam iść? - rozbawiony Tommo odpowiada pytaniem na pytanie.
- Nie, nie. Oczywiście, że nie! - szybko zaprzeczam.
- Tak myślałem. - stwierdza Lou z łobuzerskim uśmiechem.
Och, ten uśmiech... Zawsze po nim mam nogi jak z waty. Tak jakbym nie miała kości i gąbkę zamiast kolan. Tommo patrzy mi gęboko w oczy. O mój Boże! Te błękitne tęczówki! Zachwiałam się a Lou wyszczerzył się bardziej widząc jak na mnie działa samo jego spojrzenie. Robi krok w przód i znajduje się zaskakująco blisko mnie. Obejmuje mnie ramionami w talii i uśmiech się szeroko widząc, że zadrżałam. W miejscu gdzie palce Lou stykały się z moimi biodrami, poczułam dziwne drżenie, takie ciepło, energia, prąd... Sama nie wiem co to było, ale muszę przyznać, że cokolwiek to było, było przyjemne.
- Jejku. - szepnął Lou ale nie ukrył radości i zdziwienia. - Ale ty na mnie reagujesz...
- Hę? - patrzę na niego pytająco.
- Wystarczy, że na ciebie spojrzę a zaczynasz się chwiać. Dotykam cię a ty drżysz i robisz się spięta.
- To dobrze czy źle?
- Jak dla mnie to dobrze. - uśmiechnął się łobuzersko.
Skutek? Znów się zachwiałam a Lou wzmocnił uścisk i podszedł jeszcze bliżej - tak, że między nami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni. Czuję, że robi mi się gorąco, wzrasta ciśnienie krwi, mózg chce więcej tlenu - oddycham głębiej - serce raz bije jakbym przebiegła cały maraton a raz zatrzymuje się. Mam nadzieję, że Louis nie słyszy dziwnej pracy mojego serca.
- Chyba zaraz dostaniesz zawału. - wytrzeszcza oczy Lou.
Cholera, jednak słyszy.
- Ale podobają mi się twoje rakcje na mnie. - po raz kolejny stwierdza z radością. - Tylko błagam, nie zejdź na zawał! - dodaje, a ja słyszę w jego głosie lekkie zdenerwowanie.
- Czy twoje serce może bić jeszcze szybciej? - szczerzy się szatyn.
- A czemu pytasz?
- Nie no... Tak tylko. - mówi i natychmiast muska moje wargi swoimi.
- O Boże! A już myślałem, że twoje serce nie może bić szybciej!
Kładę dłonie na jego torsie, po chwili prawą dłoń przesuwam tam gdzie znajduje się serce chłopaka.
- I kto to mówi? - pytam rozbawiona, bo serce Tommo wcale nie bije wolniej niż moje.
- To chyba przeznaczenie. - szepce do mojego ucha i składa na moich ustach pocałunek. Najpierw delikatnie a potem pocałunek zmienia się w bardzo namiętny. Jak on nieziemsko całuje!

__________________________________________________

Błagam, dodawajcie komentarze! Tyle odwiedzin a zero komentarzy! Wiecie, że mi przykro? Dla was to sekunda a dla nas - autorek pokręconych imaginów - wielka radość i motywacja do dalszego pisania :-)

Tusia ;*