Jak on nieziemsko całuje!
- Może coś zjemy? Pewnie jesteś głodny. - mówię, łapczywie łapiąc oddech, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Z chęcią. - mruczy do mojego ucha, przygryzając jego płatek.
- Na co masz ochotę? - pytam idąc do kuchni.
Otwieram lodówkę i czuję ręce Lou na moich biodrach. Chłopak obejmuje mnie od tyłu i kładzie swoją brodę na moim obojczyku.
- Na ciebie. - szepce mi do ucha.
- Pytałam o jedzenie. - wywracam oczami.
Lou w odpowiedzi cicho się śmieje. Szybko obraca mnie przodem do siebie i ponownie całuje. Wzmacnia swój uścisk i nie odrywając swoich ust od moich, podnosi. Tommo idzie w kierunku salonu, podchodzi do kanapy i ... razem na niej lądujemy. Pod plecami czuję coś twardego i uderzając o to lewą łopatką, wydaję z siebie cichy jęk. Louis odskakuje ode mnie jak oparzony.
- Co się stało?
Sięgam ręką pod plecy i wyciągam spod nich pilot od telewizora. Razem z Lou wybuchamy głośnym śmiechem.
-Może jednak coś zjemy.
I w tym momencie żałuję, że proponowałam posiłek. Widząc moją naburmuszoną minę dodaje:
- A potem dokończymy.
Zadowolona podnoszę się z kanapy i szybko idę do kuchni. Wyciągam z lodówki potrzebne składniki i rozkładam je na stole.
- Co gotujesz? - pyta Louis.
- O nie, nie! Nie ja gotuję tylko MY GOTUJEMY. - odpowiadam, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Lou wykrzwia usta w grymas niezadowolenia.
- Wolę popatrzeć.
Kręcę głową przecząco.
- Jeszcze coś zepsuję i nic nie zjemy.
- No to musisz się postarać. - wzruszam ramionami.
- Wolałbym popatrzeć jak z wielką gracją kroisz marchewkę. - śmieję się na jego słowa.
Kroję pomidory i pozwalam sobie kątem oka zerknąć na szatyna. Lou obserwuje mnie cały czas, każdy mój ruch. Nic nie ujdzie jego uwadze... Patrzę na chłopaka i zapominam o Bożym świecie... Czuję tylko przeszywający ból w palcu. Zerkam w dół i widzę krew. Tommo podchodzi, a raczej podbiega, do mnie tak szybko, jakby się nagle zmaterializował przy mnie.
- Jezu! Dziewczyno! - wykrzykuje spanikowany Lou.
- Nic mi nie będzie. - mamroczę i daję skaleczony palec pod zimną wodę.
- Poczekaj! Idę po apteczkę! - wybiega z kuchni i biegnie po schodach na górę.
Po chwili wraca zirytowany i z pustymi rękami. Tłumię wybuch śmiechu.
- A gdzie masz apteczkę?
- Tutaj w szafce. - wskazuję nieposzkodowaną ręką na jedną z wiszących szafek.
Tommo otwiera ją pośpiesznie i wyciąga z niej białe pudełko. Zdesperowany szuka w apteczce wody utlenionej i plastrów. W końcu znajduje to czego szuka...
- O nie... - panikuję gdy widzę wodę utlenioną. - To będzie szczypać!
- Nie będzie. - odpowiada spokojnie Louis.
- Będzie! - jestem bliska płaczu.
- Och, przestań. - czule muska moje usta swoimi.
Pozwalam mu zająć się moim poszkodowanym paluszkiem. Obserwuję każdy ruch chłopaka.
Najpierw delikatnie bierze moją dłoń i przytrzymuje ją, później oczyszcza ranę wodą utlenioną. Cicho syczę z bólu ale bardzo, bardzo cicho - przecież Lou działa na mnie jak środek przeciwbólowy. Następnie przykleja plaster i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia całuje mnie. Bierze mnie na ręce i idzie do sypialni.
- Mam w zwyczaju kończyć to co zaczynam, a kolacja może poczekać. - i znowu łączy nasze usta w gorączym pocałunku.
Co działo się dalej chyba każdy wie...
_______________________________________________
Zepsułam koniec, ale ogólnie jestem zadowolona ^^
Tusia ;*
podoba mi się ten imagin i myślę, że nie zepsułaś końca ;) jak napiszesz imagina z Hazzą to proszę o dedyk dla Madza.Styles.
OdpowiedzUsuńz góry dzięki ;)