piątek, 14 czerwca 2013

# 30. Liam part 1


Kiedy widziałem ją pierwszy raz, była przemoczona od stóp do głów. Szła moją ulicą w ulewny wieczór. Było bardzo późno, ale gdybym zobaczył ją znowu, rozpoznałbym ją na pewno. Skulona, z rękami splecionymi na piersi, podążała przed siebie. Jej włosy skleiły się i kapały wodą lecz szła dość wolnym krokiem... zbyt wolnym, żeby nazwać to ucieczką przed deszczem lub chęcią jak najszybszego znalezienia się w domu. Obserwowałem ją z okna, dopóki nie zniknęła z mojego pola widzenia, skręcając w lewo.
Następnego dnia późnym południem usiadłem koło okna, jak miałem w zwyczaju, i wpatrywałem się w ulicę, którą nikt nie raczył przejść. Znudzony własnym zwyczajem już miałem zejść z parapetu, gdy nagle zza rogu wyszła ta sama dziewczyna, która poprzedniego dnia wytrwale podążała do celu w obfitej ulewie. Teraz świeciło słońce a niebo było błękitne, dzięki czemu mogłem dostrzec i określić więcej. Dziewczyna miała długie, jasnobrązowe włosy i bardzo jasną skórę. Była tak blada, że jej twarz i szyja niemal zlewały się z białą bluzką, którą miała na sobie. Kiedy minęła mój dom i skręciła w lewo, zszedłem z parapetu z nadzieją, że kiedyś znowu ją zobaczę.
Trzeciego dnia, dla odmiany, tajemnicza dziewczyna przebiegła ulicę, którą w poprzednich dniach przemierzała wolnym krokiem. Wiatr targał i rozwiewał jej włosy. Znów wyglądała tak pięknie...
Wywnioskowałem, że pierwszy raz szła moją ulicą po godzinie dwudziestej, natomiast drugiego i trzeciego dnia krótko po siedemnastej.
Czwartego dnia już od siedemnastej siedziałem i czekałem aż owa, piękna szatynka przejdzie pod moim domem. Gdy się pojawiła, zachwycałem się jej urodą i zastanawiałem jaki ma charakter.
Piątego dnia doszedłem do wniosku, że nie wystarcza mi jej widok, więc postanowiłem udać się na spacer, którego głównym celem było, oczywiście, spotkanie jej z bliska. Aby minąć się z nią, poszedłem uliczką w lewo, którą dziewczyna opuszczała zasięg mojego wzroku, a następnie odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Centralnie pod moją bramą minąłem się z dziewczyną, która podniosła głowę, spojrzała w moje oczy i uśmiechnęła się serdecznie. Miała takie piękne, lśniące, niebieskie oczy, jasnoróżowe usta i piegi na nosie oraz policzkach. Mimo że trwało to kilka sekund, zauważyłem na jej szyi srebrny naszyjnik z literką „H”. Ciekawe jak ma na imię? - to pytanie dręczyło mnie na okrągło i co raz to wymyślałem nowsze imiona na „H”. Harriet, Hannah, Helen wymyśliłem nawet Hermiona.
Kolejny dzień – ten sam plan. Minęliśmy się „całkiem przypadkowo”. Szatynka znów uśmiechnęła się serdecznie, ukazując dołeczki w policzkach i rząd białych zębów.
Kolejny dzień – zmiana planów. Musiałem przerwać monotonię, więc postanowiłem ją śledzić. Wiem, wiem, to nie w porządku, ale musiałem się dowiedzieć skąd i dokąd zmierza dzień w dzień. Chyba miałem lekkiego bzika na jej punkcie... A więc: cel na dziś – dowiedzieć się dokąd zmierza. Gdy koło siedemnastej – jak codziennie – dziewczyna pojawiła się na mojej ulicy, ruszyłem kilkanaście kroków za nią. Miałem nadzieję, że dziewczyna mnie nie zauważy.
Szedłem tak cicho, jak tylko się da. Niczym kot – Harry zapewne ucieszyłby się z tego porównania.
Dziewczyna, jak zawsze, skręciła w lewo, po czym szybko w prawo i otworzyła kluczem bramkę. A więc tutaj mieszka...
Cel na dziś: skąd dziewczyna wraca? Trudniejsze zadanie niż wcześniej. Postanowiłem wstać o siódmej rano i usiąść na parapecie. Włączyłem ulubione piosenki i w słuchawkach zabrzmiała muzyka, która mnie odprężała. Nagle wzdrygnąłem się i szybkim ruchem zeskoczyłem z parapetu. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta. Zrobiłem minę zbitego psa i zawlokłem się do kuchni.
Wieczorem wyszedłem przed dom i usiadłem na schodku. Czekałem godzinę, aby zobaczyć nieznajomą „Hermionę”. Mógłbym tak czekać jeszcze długo, ale zaczął padać deszcz. Smutny wróciłem do swojego pokoju, mijając zdziwionych chłopaków. Pewnie zastanawiali się co mnie dręczy od tygodnia. Ale nie powiem im. Wyśmieją mnie. Uznają za dupka. Zamiast podejść, zagadnąć to ja ją szpieguję. Dzień upłynął szybciej, niż się spodziewałem. Twitter, Facebook, Twitter, Facebook, Twitter i ciepłe łóżko – tak wyglądał mój dzień.





Zakładam, że gdyby nie tytuł, to długo nie było by wiadomo z kim ten imagin jest :p
Nie wiem czy to było w planach, ale mam nadzieję, że się podoba.
Za niedługo dodam drugiego parta ;)
Tusia 
(Marta Payne)
 ;*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz