Kiedy widziałem ją pierwszy raz, była
przemoczona od stóp do głów. Szła moją ulicą w ulewny wieczór.
Było bardzo późno, ale gdybym zobaczył ją znowu, rozpoznałbym
ją na pewno. Skulona, z rękami splecionymi na piersi, podążała
przed siebie. Jej włosy skleiły się i kapały wodą lecz szła
dość wolnym krokiem... zbyt wolnym, żeby nazwać to ucieczką
przed deszczem lub chęcią jak najszybszego znalezienia się w domu.
Obserwowałem ją z okna, dopóki nie zniknęła z mojego pola
widzenia, skręcając w lewo.
Następnego dnia późnym południem
usiadłem koło okna, jak miałem w zwyczaju, i wpatrywałem się w
ulicę, którą nikt nie raczył przejść. Znudzony własnym
zwyczajem już miałem zejść z parapetu, gdy nagle zza rogu wyszła
ta sama dziewczyna, która poprzedniego dnia wytrwale podążała do
celu w obfitej ulewie. Teraz świeciło słońce a niebo było
błękitne, dzięki czemu mogłem dostrzec i określić więcej.
Dziewczyna miała długie, jasnobrązowe włosy i bardzo jasną
skórę. Była tak blada, że jej twarz i szyja niemal zlewały się
z białą bluzką, którą miała na sobie. Kiedy minęła mój dom i
skręciła w lewo, zszedłem z parapetu z nadzieją, że kiedyś
znowu ją zobaczę.
Trzeciego dnia, dla odmiany, tajemnicza
dziewczyna przebiegła ulicę, którą w poprzednich dniach
przemierzała wolnym krokiem. Wiatr targał i rozwiewał jej włosy.
Znów wyglądała tak pięknie...
Wywnioskowałem, że pierwszy raz szła
moją ulicą po godzinie dwudziestej, natomiast drugiego i trzeciego
dnia krótko po siedemnastej.
Czwartego dnia już od siedemnastej
siedziałem i czekałem aż owa, piękna szatynka przejdzie pod moim
domem. Gdy się pojawiła, zachwycałem się jej urodą i
zastanawiałem jaki ma charakter.
Piątego dnia doszedłem do wniosku, że
nie wystarcza mi jej widok, więc postanowiłem udać się na spacer,
którego głównym celem było, oczywiście, spotkanie jej z bliska.
Aby minąć się z nią, poszedłem uliczką w lewo, którą
dziewczyna opuszczała zasięg mojego wzroku, a następnie odwróciłem
się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Centralnie pod moją bramą
minąłem się z dziewczyną, która podniosła głowę, spojrzała w
moje oczy i uśmiechnęła się serdecznie. Miała takie piękne,
lśniące, niebieskie oczy, jasnoróżowe usta i piegi na nosie oraz
policzkach. Mimo że trwało to kilka sekund, zauważyłem na jej
szyi srebrny naszyjnik z literką „H”. Ciekawe jak ma na imię? -
to pytanie dręczyło mnie na okrągło i co raz to wymyślałem
nowsze imiona na „H”. Harriet, Hannah, Helen wymyśliłem nawet
Hermiona.
Kolejny dzień – ten sam plan.
Minęliśmy się „całkiem przypadkowo”. Szatynka znów
uśmiechnęła się serdecznie, ukazując dołeczki w policzkach i
rząd białych zębów.
Kolejny dzień – zmiana planów.
Musiałem przerwać monotonię, więc postanowiłem ją śledzić.
Wiem, wiem, to nie w porządku, ale musiałem się dowiedzieć skąd
i dokąd zmierza dzień w dzień. Chyba miałem lekkiego bzika na jej
punkcie... A więc: cel na dziś – dowiedzieć się dokąd zmierza.
Gdy koło siedemnastej – jak codziennie – dziewczyna pojawiła
się na mojej ulicy, ruszyłem kilkanaście kroków za nią. Miałem
nadzieję, że dziewczyna mnie nie zauważy.
Szedłem tak cicho, jak tylko się da.
Niczym kot – Harry zapewne ucieszyłby się z tego porównania.
Dziewczyna, jak zawsze, skręciła w
lewo, po czym szybko w prawo i otworzyła kluczem bramkę. A więc
tutaj mieszka...
Cel na dziś: skąd dziewczyna wraca?
Trudniejsze zadanie niż wcześniej. Postanowiłem wstać o siódmej
rano i usiąść na parapecie. Włączyłem ulubione piosenki i w
słuchawkach zabrzmiała muzyka, która mnie odprężała. Nagle
wzdrygnąłem się i szybkim ruchem zeskoczyłem z parapetu.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta. Zrobiłem minę zbitego
psa i zawlokłem się do kuchni.
Wieczorem wyszedłem przed dom i
usiadłem na schodku. Czekałem godzinę, aby zobaczyć nieznajomą
„Hermionę”. Mógłbym tak czekać jeszcze długo, ale zaczął
padać deszcz. Smutny wróciłem do swojego pokoju, mijając
zdziwionych chłopaków. Pewnie zastanawiali się co mnie dręczy od
tygodnia. Ale nie powiem im. Wyśmieją mnie. Uznają za dupka.
Zamiast podejść, zagadnąć to ja ją szpieguję. Dzień upłynął
szybciej, niż się spodziewałem. Twitter, Facebook, Twitter,
Facebook, Twitter i ciepłe łóżko – tak wyglądał mój dzień.
Zakładam, że gdyby nie tytuł, to
długo nie było by wiadomo z kim ten imagin jest :p
Nie wiem czy to było w planach, ale
mam nadzieję, że się podoba.
Za niedługo dodam drugiego parta ;)
Tusia
(Marta Payne)
;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz