środa, 29 maja 2013

# 27.Zayn part. 1


- Nie mów mi, że nie podoba ci się John! - szepcze z entuzjazmem Dusia.
- W takim razie nie powiem nic. - odparowuję z niesmakiem.
Ola puszcza nasze docinki mimo uszu, chyba się już przyzwyczaiła i wraca do czytania książki. W końcu z nami to codzienność.
- Och, proszę cię! Wszystkie laski na niego lecą!
- Przestań. - mówię z irytacją. - Po pierwsze: nie jestem wszyscy, po drugie: nie jestem laską, po trzecie: on mi się nie podoba, po czwarte: weź skończ, bo nie mogę cię już słuchać.
Dusia wymownie przewraca oczami. Już otwiera usta, żeby mi coś odparować, ale na moje szczęście powstrzymuje ją dzwonek. Z niechęcią wstajemy z miejsc i wleczemy się do drzwi, które pan Taylor już otworzył. Siadam na swoje miejsce pod oknem. Muszę siedzieć sama od kiedy pan rozdzielił mnie i Dominikę. Przesadził ją do drugiej ławki, więc teraz siedzi z Moniką, a ja zostałam sama w ostatniej ławce pod oknem. Ola siedzi przede mną ze swoim kuzynem. Na samo wspomnienie rozdzielenia naszej trójki, wykrzywiam usta w grymas. Tak bardzo lubiłam z nimi gadać na lekcjach o wszystkim i o niczym. Pomijam fakt, że rozumiemy się bez słów...
Dusia jest szczupła i niska. Ma czekoladowe, kręcone włosy, czerwone usta i zielone oczy. Ola ma talię osy i jest wysoka - niższa ode mnie tylko o pół głowy (ale weź pod uwagę, że ja jestem "żyrafą"). Ma brązowo-zielone oczy, jasnobrązowe, proste włosy do ramion i różowe usta. Ja jestem wysoka i dość przy kości - jak to się mówi, żeby nie nazywać się grubą (chociaż dziewczyny uważają, że jestem chuda). Mam długie, lekko falowane włosy w kolorze zmieszanego blondu i rudego (wolę określenie złote, niż rude czy blond). Oczy mam niebieskoszare, usta jasnoróżowe a na nosie piegi.
- Marta! - z zamyśleń wyrywa mnie krzyk pana z angielskiego. - Kiedy ty się wreszcie skupisz na lekcji?! Radzę ci wrócić na ziemię, albo będziesz siedzieć po lekcjach.
~*~
Jak powiedział tak zrobił: zostawił mnie po lekcjach. Nie mogę w to uwierzyć: moje oceny + ja = kujon!
Tak, jestem kujonem. Powiedziałabym, że z wyboru. Chcę osiągać bardzo dobre wyniki w nauce żeby w przyszłości dostać się na jedną z lepszych uczelni. Mimo to zostałam po lekcjach...
Siedzę z największymi łobuzami w szkole. Och, dlaczego akurat ja musiałam tutaj trafić?!
Siedzę i wpatruję się w jakiś odległy punkt za oknem, gdy moją uwagę zwraca hałas dobiegający z korytarza. Dzwonek oznajmia koniec ósmej lekcji, więc "pocieszona", że została mi jeszcze godzina, robię skwaszoną minę.
Nagle drzwi do sali otwierają się gwałtownie i do sali wkracza młody chłopak. Rozgląda się po sali i zatrzymuje swój wzrok na mnie, uśmiecha się łobuzersko po czym wolnym krokiem podchodzi do mnie.
- Hej. Nie wyglądasz na kogoś, kogo zawiesza się w prawach ucznia...
"Niezły tekst na podryw" myślę. Ty od razy podryw... weź się ogarnij - ganię się w myślach.
- No nie... Nie mogłam skupić się na lekcji i Taylor zostawił mnie PO lekcjach. - odpowiadam, akcentując przedostatni wyraz. - A ty za co siedzisz tutaj?
- Karta stałego klienta. - mówi z uśmiechem. - dyra się wścieka za glany i za włosy. - wskazuje palcem na pasemko blond włosów w bujnej, czekoladowej czuprynie. - Ale choćby nie wiem co robiła to i tak nie zmienię tego... A tak w ogóle jestem Zayn. - Mówi i podaje mi rękę.
- Marta. - odpowiadam, ściskając jego dłoń.- Ładne imię. - mówi z łobuzerskim uśmieszkiem.- Dziękuję. - odpowiadam ze śmiechem.- Nie brzmi jak angielskie imię... i w ogóle masz inny akcent. Nigdy dotąd go nie słyszałem. - Dźwiga prawą brew do góry. - Ale jest bardzo ładny i nie drażni Brytyjczyka. - dodaje szybko chłopak.
- To raczej dobrze, że nie drażni, prawda? Jestem z Polski. Ale mieszkam w Londynie od... Hmm... Od dawna. - Mrużę oczy i kalkuluję ile lat spędziłam w Anglii. - Coś koło siedmiu, ośmiu lat.
- Oo, to długo. Masz jakieś plany na przyszłość?
- Przede wszystkim skończyć szkołę, potem dostać się na uniwersytet, a później albo zostanę w Anglii albo wrócę do Polski. Chociaż nie wiem po co miałabym tam wracać... A twoje plany? - mówię szybko, żeby nie zacząć opowiadać o ojczyźnie i braku rodziny. Nie licząc starszego brata.
- Skończyć szkołę i iść na uniwersytet studiować język angielski, bo chciałbym być nauczycielem. Jeszcze rok został mi w tej szkole, jestem w drugiej klasie, a ty?
- W pierwszej, więc mnie czekają jeszcze dwa lata. - mówię i robię udawaną, smutną minę.
Naszą rozmowę przerywa dzwonek, oznajmiający koniec kary...
- Tam. - mówię, rozbawiona i jednocześnie wskazuję odległy punkt za parkiem.
Chłopak robi zamyśloną minę i staje obok mnie. Wyciąga przed siebie rękę i wskazuje jakiś punkt zaraz obok.
- A ja tam... To aż dziwne, że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
- Racja. Chodźmy, ja już chcę do domku...
Okazuje się, że mnie i Zayna dzielą dwa domy. Bakery Street 10 i Bakery Street 13 - takie są nasze adresy.
- Może wpadniesz do mnie? - pyta.
W sumie czemu nie?
- Z chęcią. - mówię z uśmiechem.
- No to za godzinę?
- Dwie?
- Półtorej.
- Godzina czterdzieści pięć minut? - negocjuję.
- Półtorej. Koniec. Kropka. - mówi ze śmiechem a w jego oczach dostrzegam tańczące ogniki. O jejku, jaki on przystojny. Ach...
Wracam rozmarzona do domu.
~*~
Pukam w drzwi domu Zayna. Odpowiada mi cisza. Ponownie pukam i czekam. Już obracam się na pięcie, kiedy słyszę kroki i głosy. Bardzo stłumione lecz słyszalne.
- Zayn! Ktoś puka! Idź otwórz!
"Mamusiu"? Taki BadBoy i "mamusiu"? Glany, pasemka, heavy metal i "mamusiu"? Mało tego: nie słychać było ironii w tym słowie. Ba, w całej wypowiedzi dwuwyrazowej. On skrywa jakiś sekret... On nie jest taki, na jakiego go się ocenia. Pozory mylą.
Moje rozmyślenia przerywa dźwięk trzaskającego zamku w drzwiach.
- Cześć, Martuś. - wita mnie słodkim uśmiechem Zayn.
Mam wrażenie, że gdyby mógł to by mnie pocałował... Dziwne.
- Hej. - ograniczam się do lekko oschłego w porównaniu do niego, przywitania.



Tusia ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz