-
Nie mów mi, że nie podoba ci się John! - szepcze z entuzjazmem
Dusia.
-
W takim razie nie powiem nic. - odparowuję z niesmakiem.
Ola
puszcza nasze docinki mimo uszu, chyba się już przyzwyczaiła i
wraca do czytania książki. W końcu z nami to codzienność.
-
Och, proszę cię! Wszystkie laski na niego lecą!
-
Przestań. - mówię z irytacją. - Po pierwsze: nie jestem wszyscy,
po drugie: nie jestem laską, po trzecie: on mi się nie podoba, po
czwarte: weź skończ, bo nie mogę cię już słuchać.
Dusia
wymownie przewraca oczami. Już otwiera usta, żeby mi coś
odparować, ale na moje szczęście powstrzymuje ją dzwonek. Z
niechęcią wstajemy z miejsc i wleczemy się do drzwi, które pan
Taylor już otworzył. Siadam na swoje miejsce pod oknem. Muszę
siedzieć sama od kiedy pan rozdzielił mnie i Dominikę. Przesadził
ją do drugiej ławki, więc teraz siedzi z Moniką, a ja zostałam
sama w ostatniej ławce pod oknem. Ola siedzi przede mną ze swoim
kuzynem. Na samo wspomnienie rozdzielenia naszej trójki, wykrzywiam
usta w grymas. Tak bardzo lubiłam z nimi gadać na lekcjach o
wszystkim i o niczym. Pomijam fakt, że rozumiemy się bez słów...
Dusia
jest szczupła i niska. Ma czekoladowe, kręcone włosy, czerwone
usta i zielone oczy. Ola ma talię osy i jest wysoka - niższa ode
mnie tylko o pół głowy (ale weź pod uwagę, że ja jestem
"żyrafą"). Ma brązowo-zielone oczy, jasnobrązowe,
proste włosy do ramion i różowe usta. Ja jestem wysoka i dość
przy kości - jak to się mówi, żeby nie nazywać się grubą
(chociaż dziewczyny uważają, że jestem chuda). Mam długie, lekko
falowane włosy w kolorze zmieszanego blondu i rudego (wolę
określenie złote, niż rude czy blond). Oczy mam niebieskoszare,
usta jasnoróżowe a na nosie piegi.
-
Marta! - z zamyśleń wyrywa mnie krzyk pana z angielskiego. - Kiedy
ty się wreszcie skupisz na lekcji?! Radzę ci wrócić na ziemię,
albo będziesz siedzieć po lekcjach.
~*~
Jak
powiedział tak zrobił: zostawił mnie po lekcjach. Nie mogę w to
uwierzyć: moje oceny + ja = kujon!
Tak,
jestem kujonem. Powiedziałabym, że z wyboru. Chcę osiągać bardzo
dobre wyniki w nauce żeby w przyszłości dostać się na jedną z
lepszych uczelni. Mimo to zostałam po lekcjach...
Siedzę
z największymi łobuzami w szkole. Och, dlaczego akurat ja musiałam
tutaj trafić?!
Siedzę
i wpatruję się w jakiś odległy punkt za oknem, gdy moją uwagę
zwraca hałas dobiegający z korytarza. Dzwonek oznajmia koniec ósmej
lekcji, więc "pocieszona", że została mi jeszcze
godzina, robię skwaszoną minę.
Nagle
drzwi do sali otwierają się gwałtownie i do sali wkracza młody
chłopak. Rozgląda się po sali i zatrzymuje swój wzrok na mnie,
uśmiecha się łobuzersko po czym wolnym krokiem podchodzi do mnie.
-
Hej. Nie wyglądasz na kogoś, kogo zawiesza się w prawach ucznia...
"Niezły
tekst na podryw" myślę. Ty od razy podryw... weź się ogarnij
- ganię się w myślach.
-
No nie... Nie mogłam skupić się na lekcji i Taylor zostawił mnie
PO lekcjach. - odpowiadam, akcentując przedostatni wyraz. - A ty za
co siedzisz tutaj?
-
Karta stałego klienta. - mówi z uśmiechem. - dyra się wścieka za
glany i za włosy. - wskazuje palcem na pasemko blond włosów w
bujnej, czekoladowej czuprynie. - Ale choćby nie wiem co robiła to
i tak nie zmienię tego... A tak w ogóle jestem Zayn. - Mówi i
podaje mi rękę.
-
Marta. - odpowiadam, ściskając jego dłoń.- Ładne imię. - mówi
z łobuzerskim uśmieszkiem.- Dziękuję. - odpowiadam ze śmiechem.-
Nie brzmi jak angielskie imię... i w ogóle masz inny akcent. Nigdy
dotąd go nie słyszałem. - Dźwiga prawą brew do góry. - Ale jest
bardzo ładny i nie drażni Brytyjczyka. - dodaje szybko chłopak.
-
To raczej dobrze, że nie drażni, prawda? Jestem z Polski. Ale
mieszkam w Londynie od... Hmm... Od dawna. - Mrużę oczy i kalkuluję
ile lat spędziłam w Anglii. - Coś koło siedmiu, ośmiu lat.
-
Oo, to długo. Masz jakieś plany na przyszłość?
-
Przede wszystkim skończyć szkołę, potem dostać się na
uniwersytet, a później albo zostanę w Anglii albo wrócę do
Polski. Chociaż nie wiem po co miałabym tam wracać... A twoje
plany? - mówię szybko, żeby nie zacząć opowiadać o ojczyźnie i
braku rodziny. Nie licząc starszego brata.
-
Skończyć szkołę i iść na uniwersytet studiować język
angielski, bo chciałbym być nauczycielem. Jeszcze rok został mi w
tej szkole, jestem w drugiej klasie, a ty?
-
W pierwszej, więc mnie czekają jeszcze dwa lata. - mówię i robię
udawaną, smutną minę.
Naszą
rozmowę przerywa dzwonek, oznajmiający koniec kary...
-
Tam. - mówię, rozbawiona i jednocześnie wskazuję odległy punkt
za parkiem.
Chłopak
robi zamyśloną minę i staje obok mnie. Wyciąga przed siebie rękę
i wskazuje jakiś punkt zaraz obok.
-
A ja tam... To aż dziwne, że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
-
Racja. Chodźmy, ja już chcę do domku...
Okazuje
się, że mnie i Zayna dzielą dwa domy. Bakery Street 10 i Bakery
Street 13 - takie są nasze adresy.
-
Może wpadniesz do mnie? - pyta.
W
sumie czemu nie?
-
Z chęcią. - mówię z uśmiechem.
-
No to za godzinę?
-
Dwie?
-
Półtorej.
-
Godzina czterdzieści pięć minut? - negocjuję.
-
Półtorej. Koniec. Kropka. - mówi ze śmiechem a w jego oczach
dostrzegam tańczące ogniki. O jejku, jaki on przystojny. Ach...
Wracam
rozmarzona do domu.
~*~
Pukam
w drzwi domu Zayna. Odpowiada mi cisza. Ponownie pukam i czekam. Już
obracam się na pięcie, kiedy słyszę kroki i głosy. Bardzo
stłumione lecz słyszalne.
-
Zayn! Ktoś puka! Idź otwórz!
"Mamusiu"?
Taki BadBoy i "mamusiu"? Glany, pasemka, heavy metal i
"mamusiu"? Mało tego: nie słychać było ironii w tym
słowie. Ba, w całej wypowiedzi dwuwyrazowej. On skrywa jakiś
sekret... On nie jest taki, na jakiego go się ocenia. Pozory mylą.
Moje
rozmyślenia przerywa dźwięk trzaskającego zamku w drzwiach.
-
Cześć, Martuś. - wita mnie słodkim uśmiechem Zayn.
Mam
wrażenie, że gdyby mógł to by mnie pocałował... Dziwne.
-
Hej. - ograniczam się do lekko oschłego w porównaniu do niego,
przywitania.
Tusia ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz